Rano gdy już przetarłem oczy po śnie musiałem zrobić to jeszcze kilka razy… Wiedziałem, że jedziemy dalej, że mamy do zobaczenia kolejne magiczne miejsca w Tunezji… Ale nie wiedziałem, że konno! Co prawda dla każdego, kto nie potrafił jeździć konno był przewidziany człowiek do pomocy, ale zaskoczenie było ogromne. Sam co prawda jeździłem sporo w młodszych latach swojego życia, ale kilka chwil minęło do czasu, aż wszystko sobie przypomniałem. Gdy tylko okazało się, że wszyscy są gotowi do drogi ruszyliśmy do kolejnej oazy.
Naszym nowym celem była oddalona o raptem kilka kilometrów dawna rzymska forteca. W starożytnych czasach legioniści w niej stacjonujący mieli bardzo odpowiedzialne zadanie – strzegli południowej granicy cesarstwa przed wojowniczymi plemionami i beduinami. Mimo pustynnego położenia twierdzy była ona dla rzymskich strategów niezwykle ważna, bo jej załoga zabezpieczała szlaki handlowe i interesy mocarstwa.
Kolejny raz miałem możliwość zobaczyć relikty naprawdę zamierzchłych czasów – napawać się ich wielkości i pomysłowością rozwiązań. Przyglądanie się tym zrujnowanym budynkom uświadamia nam tylko jak bogatą tradycję i kulturę miało rzymskie imperium. Spędziliśmy tam kilka godzin oglądając warownie, rozmyślając nad niezliczonymi potyczkami w jakich musieli brać udział żołnierze, służący tak daleko od swoich domów.
Nie mogąc stracić jednak zbyt wiele czasu ruszyliśmy samochodami przez kamienistą pustynię (zwaną hamada), w kierunku Krainy Ksarów. Tam mamy zaplanowane zwiedzanie kolejnej twierdzy w berberyjskiej wiosce Chenini. Tę noc udało nam się już spędzić w wygodnych hotelowych łóżkach – bo bez trudu dotarliśmy do miasta przed zmierzchem. I znów okazało się, że jest duch w drużynie – z radością odwiedziliśmy pobliski bar, w którym bawiliśmy się przez kilka długi godzin. Zmęczony ale z dobrym humorem położyłem się spać oczekując tego co przyniesie kolejny dzień.