Znów terenówki i dalsza część off-roadowego “rajdu”. Tym razem nasze wyzwanie nazywało się Wielki Erg Wschodni, którego pokonanie jest wyjątkowo trudne. Nie ma tu nawet miejsc, gdzie kiedyś były drogi – 200 kilometrów jazdy przez piaszczystą pustynię. Naszym jedynym wsparciem był nadajnik GPS, bez którego zapewne do końca swoich dni zostalibyśmy pomiędzy wydmami pustyni krążąc bez celu…
Jednak okazało się, że GPS w takich warunkach sprawdza się doskonale! Nawet przez moment nie zgubiliśmy się, cały czas precyzyjnie znając naszą lokalizację. Po kilkudziesięciu minutach jazdy mieliśmy wyjątkowy przystanek. Na naszej trasie stanęła nam karawana kupiecka z wielbłądami. Beduini przywykli już do turystów więc podczas spotkania wiedzieli jak się zachowywać i jeszcze na tum zarobić. Oczywiście ni obyło się bez zażartych targów o kilka pamiątek, które każdy chciał mieć. Za odpowiednią opłatą pozwalali wsiąść na wielbłąda i zrobić sobie zdjęcie na nim, a przy dopłaceniu jeszcze kilku groszy sami chętnie stawali do zdjęć. Co prawda ich stawki wyrażane w dolarach wydawały się absurdalne, ale po krótkich targach udało się zejść do stawek bardziej “polskich”.
Późnym wieczorem dotarliśmy w rejon słynnej skały w tym rejonie świata – Tembain. Bardzo malowniczo wyglądające wzgórze, majestatycznie wywyższające się ponad piaski pustyni. Tu mieliśmy spędzić noc – pod gwieździstym niebem nad pustynią. Byliśmy dobrze przygotowanie, bo noce na pustyni potrafią być wyjątkowo zimne, więc dobrze opatuleni położyliśmy się spać. Wyjątkowe warunki noclegowe nie dały nam specjalnie w kość i rano byliśmy względnie wypoczęci by ruszyć w dalszą drogę…